Powyższe zdjęcie (a może to pocztówka?) jest jednym z moich ulubionych. A na nim, stojąca nad brzegiem istniejącego do dzisiaj jelitkowskiego stawu, samotna kobieta. Dwie białe ławki, mostek, i łuk żwirowej ścieżki. Lato albo wczesna jesień, nie sposób osądzić, zdjęcie jest czarno-białe, wpadające właściwie w sepię.
Ludzie na starych zdjęciach są jak owady zatopione w bursztynie. Uwięzieni na kliszy, przetrwali niezmienieni. Co się z nimi działo po tym jak opadła migawka, to wiedzą tylko oni sami, ich bliscy, albo już nikt. Choć powinienem użyć czasu przeszłego, bo mało jest prawdopodobne aby ktoś z nich jeszcze żył.
Na kogo czekała nad stawem w Gletkau? O czym myślała w tamtym słonecznym dniu? Czy znała fotografa, a może jej obecność na zdjęciu jest całkowicie przypadkowa? Pora była poranna, bo jak wyjaśnić brak innych ludzi? Wskazywałby na to wydłużony, padający od wschodniej strony cień.
Powiększyłem i wyostrzyłem cyfrowo, twarz jest niestety niewyraźna, ale mam wrażenie, że się uśmiecha. Jak Mona Lisa. To zdjęcie czeka w folderze „natchnienie”. Może kiedyś umieszczę tu jedną ze scen powieści, która od dawna chodzi mi po głowie.
Czyzby lata 30te?
Przez chwile myslalam, ze to staw przy plazy na Stogach …