Wczoraj tuż przed 14, kierownictwo domowe spostrzegło się, że nie mamy chleba, a do picia jest tylko woda z kranu, która w Gdańsku jest podobno właśnie skażona. Pognałem więc na poszukiwanie otwartego sklepu.
Na naszym osiedlu (18 tysięcy mieszkańców) jest tylko jeden, czynny prawie nonstop. Monopolowy. Wszystkie inne pozamykane na cztery spusty.
Pod nim porozrzucanych kilkadziesiąt aut. – Oho, nieciekawie – pomyślałem. W środku tłum zrozpaczonych ludzi, którym w większości skończyły się trunki ogniste. Chleb oczywiście wymiotło. Kupiłem więc wiecznie trwały produkt chlebopodobny i parę butelek zapitki. Sprzedawca chciał z rozpędu podać półliterka, ale odmówiłem.
Od śmierci głodowej (bo ileż można jeść świąteczne ciasta) uratowali nas znajomi, którzy są samowystarczalni. Mają maszynę do pieczenia chleba. Jeszcze ciepły (i jakże pachnący!) bochenek przynieśli opatulony niczym niemowlę. Rzuciliśmy się na niego niczym wygłodniałe psy.
Uff! Skończyło się obżarstwo i lenistwo. Teraz post aż do… Wielkanocy. Prezenty rozpakowane. Zaczynam snuć plany noworoczne. Pora najwyższa. Jednym z postanowień będzie na pewno nie zaniedbywanie bloga niniejszego….
Biedaku! Następnym razem zamiast do sklepu zajrzyj do nas, zawsze mamy chleb zamrożony:)
Zawsze po świętach przypomina mi się cytat z pewnej książki dla młodzieży, której tytułu nie pomnę w tej chwili. A cytat brzmi tak: „Uff można nie jeść! ;)
I tutaj powstaje refleksja ,zapozyczona od p.Daukszewicza”ledwo czlek wytrzezwieje po Nowym Roku a tu juz na nowo trzeba ubierac choinke.Cos w tym jest.Pozdrowienia.
u mnie tam chleba zostało.. a było/jest 23 osoby
ale..
alleluja alleluja..(czesiu zamknij jadaczkę to nie te święta)
życzę wszystkim miłości nade wszystko
Anastazja
a jak zeszłoroczne postanowienie dotyczące czytania książek?