Szczerze mówiąc wyłączyłem się. Dużo pracy, a na dodatek obrzydzenie chrząkającymi wieprzkami, które chcą się dopchać do eurochlewa. Nie mogłem jednak pozostać biernym gdy Der Dziennik wypowiedział nam wojnę!
Oważ zeszmacona podczas kaczyzmu, coraz bardziej tabloidalna gazeta, dała ciała z Kataryną. Aby zatrzeć złe wrażenie ruszyli na wojnę z Internautami.
Na sam przód śmiałem się ale jak red-nacz. rzucił nam, anonimowym blogerom, rękawicę krzycząc „Pocałujta mnie w dupę”. Krew we mnie zawrzała! Już jeden nas obrażał, i proszę jak skończył konus jeden, he he he.
Ciekawe czy pan wielki dziennikarz byłby tego samego zdania gdyby:
po pierwsze primo mieszkał na prowincji, gdzie pan z wójtem i plebanem są w dobrej komitywie
po drugie primo wiedział, iż nie stanie zanim murem kwiat polskiego dziennikarstwa
po trzecie primo nie miał na usługach redakcyjnego mecenasa
po czwarte primo nie chodził na partyjki squasza z politykami
itd. itd. itd
Der dziennik wielkie armaty na wały wyrychtował, rzeszę ałturytetów (złotousty Mezo, Kolega Rurka czyli pan od ujeb* stołu, itd.) skrzyknął, wszystko po to, żebyśmy poczuli się malutcy. Ale nas jest kupa a wiadomo: Herkules dupa kiedy ludzi kupa. Sprzedaż szmatławcowi spadnie.
Najbardziej mnie ubawił „wielki autorytet” Król trzepnął : Nie chciałbym nikogo obrażać, ale odnoszę wrażenie, że blog jest czymś – proszę darować to określenie – idiotycznym. Pozwala każdemu wygłaszać opinie na tematy kompletnie dowolne.
Nawet apel „Stop chamstwu w sieci” wystosowali licząc, że ich ktoś ich poprze. Zostali zmiażdżeni. Chamstwem.
Jak dla mnie dziennikarze (czwarta władza) trzęsą dupskami, bo czują oddech piątej (nowej) władzy – blogerów.
—
Ogłoszenia parafialne:
– Postanowiłem założyć osobne miejsce na nadkomisarza Gerharda Heina.
– Zakończyłem pisać Owicza, aczkolwiek samo miejsce, mam nadzieję, nie umrze
– Zapraszam na najnowszy odcinek gdańskiej leży szyderców
Oczywiście, że blog jest pomysłem wręcz idiotycznym.
Przecież nie można pozwolić, żeby społeczeństwo tak po prostu pisało otwarcie co im tylko do głowy przyjdzie!
Dziennik. To mówi wszystko. IMHO w sprawie Kataryna vs Dziennik nie ma świętych i jedna i druga strona jest siebie warta, ale Dziennik żeby oczyścić po tym atmosferę wokół siebie robi wręcz kuriozalne rzeczy.
Szczerze powiedziawszy nie za bardzo ogarniam całą tą akcję Kataryny. Dotarły do mnie szczątkowe informacje. Kataryna naraziła się jakiemuś ministrowi, ten ją pozwał (?), Dziennik ją zidentyfikował i prawie ujawnił, tak? To o co chodzi z tym redaktorem Dziennika, co chce chamstwo powstrzymywać?
Dziennik się konczy, dlatego szkoda tuszu w naszych monitorach na pisanie o nim.
Au revoir monsieur Krasowski. Zostaje Panu wina Mosignore sie napic. Salut!
Cały dżołk polega na tym, że żaden Czuma Kataryny nie pozwał. Gdyby tak się stało, z pewnością byśmy się o tym dowiedzieli.
Dziennik dał ciała i teraz stara się maskować jakimiś wydumanymi akcjami (czekam na „piłeś, nie bloguj”); Kataryna została „ujawniona”, ale pisze dalej, mnóstwo ludzi wylało na drugie mnóstwo ludzi wiadra pomyj… i zabawa kręci się dalej. Sprawa nie ma szans na „zjednoczenie masy blogerskiej przeciw prasie”, bo na samym Salonie 24 widać, jak bardzo owa blogosfera jest podzielona – i jak czasem nie potrafi powstrzymać się od chamstwa piętnowanego przez Dziennik. Dziennik pozostanie bulwarówką – może przejmowana właśnie Gazeta Prawna okaże się wartościową zawartością rozkładówki. Kataryna będzie pisać dalej. I nic się nie zmieni.
Gdyby Kataryna wytoczyła – i wygrała – proces o nieuprawnione ujawnienie danych osobowych (na co szanse są chyba nikłe) – miałoby to może jakiś pozytywny, oczyszczający wydźwięk. A tak… wszystko pozostanie po staremu.