Zorka odeszła przez tęczowy most do krainy wiecznych srajfonów pod wieczór. Godzinna reanimacja nie powiodła się, jej procesorowe serce nie wznowiło akcji, nawet po twardym resecie, ekran pozostał czarny jak noc. Pulsowała tylko zielono niebieska dioda, coraz słabiej i słabiej, aż zgasła. To był koniec. RiP. Owinąłem ją w czarną szyfonową szmatką i delikatnie złożyłem do pudełka, w którym parę lat temu przyjechała do mnie, piękna i młoda, a które odtąd miało stać się jej trumienką.
Archiwa kategorii: Nowe życie
Milczenie z samym sobą przy jedzeniu gruszki o świtaniu
O piątej rano czuje na ustach delikatny pocałunek, to Hana, tylko ona umie tak całować. Otwieram oczy, ciemnawo, a jeszcze nie tak dawno temu słońce wisiało wysoko na nieboskłonie. Reszta uczestniczących w budzeniu pana kotów, z wyprężonymi antenkami czeka przy odrzwiach.
Rozmowy z samym sobą przy łuskaniu bobu
Dzisiaj siedzę sam na włościach. Graszka pognała z koleżanką Joanną. Mięso z wczoraj w lodówce masz, powiedziała, poradzisz sobie, zrób sobie do niego kuskus. Mięso zacne, karkówka, ale jakoś na kuskus nie miałem ochoty. Gdy zmógł mnie głód, oderwałem rzyć od pracowniczego fotela, wyłączyłem kierat cyfrowy i poczłapałem, masując obolałe długotrwałym siedzeniem plery, do warzywnika po wiecheć mięty.
Powitanie słońca w Shangri-La
Lubię te chwile poranne, kiedy kofeina krąży już w żyłach, cyfrowy kierat rozruszany kręci się powoli, koty od dwóch godzin sieją spustoszenie wśród gryzoni. Wychodzę przed dom, w samej piżamce, zdejmuje klapki i zanurzam bose stopy w zroszoną trawę.
Dojrzałość i obfitość
Przełom lipca i sierpnia, czas kiedy lato się przełamuje. Pachnie dojrzałym zbożem. Przez ostatnie dni nadmierna wilgoć przeplatała się z tropikalnym skwarem. Opasłe chmury chłostały prądem ziemię i siebie nawzajem. Do tego wszystkiego lekkie przygięcie karku do ziemi harówką w kieracie. Odwróciłem się od świata zewnętrznego, wypaliłem oczy monitorem.
Spłaszczenie
Siedzę za moją szafą przylepiony do oka monitora. Zza uchylonych okien gra deszcz. Powinienem iść na wieczorny spacer z trójnogim psem, zanurzyć w mokrość, ale ciężko oderwać mi się od fotela. Obłażą mnie wszędobylskie i cholernie szybkie muchy. Co zabiję jedną, trzy inne pojawiają się na jej miejsce. Idzie zwariować. Cholerne bio-drony.
Idzie jesień
Mieszkam na końcu świata już ponad rok. Nie żałuję mojej decyzji, za żadne skarby nie wróciłbym do wielkiego miasta nad brzegiem zimnego morza. Jeśli muszę tam być, na szczęście rzadko, to gdy załatwię swoje sprawy zmykam przytłoczony wszechobecnym betonem, naporem ciżby, decybelowym smogiem.
Morderczynie
Morderczynie były dwie. Chuda i gruba. Gruba była cała czarna jak noc, ze złotymi oczami. Chuda była młodsza, pod skóra grały sploty mięśni. Obie szybko wspięły się na brzozę. Nasamprzód chuda próbowała łapą wyciągnąć młode przez otwór. Rozpaczliwie zagrzebały się głęboko, przyczajone, świadome śmiertelnego niebezpieczeństwa jakie im grozi. Zrozpaczeni rodzice latali w bezpiecznej odległości od morderczyń. Nie mogli nic zrobić tylko patrzeć jak wali się ich świat.
Czas dojrzewania
Lubię letnie wczesne poranki. Wstaję, robię sobie kawę, wypijam patrząc w oko monitora, próbując po raz kolejny, sam nie wiem po co, ogarnąć co dzieje się z tym światem. Patrzę na wojnę polsko polską, zresztą nie tylko naszą krajową, przez lunetę mego łącza LTE. Bity niosą ku mnie wzajemną nienawiść.
W czasie deszczu koty się nudzą.
Od rana wieje i leje. Natangijski ocean zasnuł się mokrą mgłą, zniknął horyzont, sztorm panie Bosman, dziesięć w skali Beauforta. Koty początkowo protestowały, że nie wolno im wyjść na dwór, pod tym jak zrobiły strajk okupacyjny sieni, zostały nawet wypuszczone, ale nosa nie wyściubiły poza ganek.